Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi pianroo z podmiejskiej wsi Tyniec Mały. Mam przejechane 84319.06 kilometrów w tym 441.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.84 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy pianroo.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wiązów

Niedziela, 8 grudnia 2019 · dodano: 12.12.2019 | Komentarze 0

Czas: 10:45 - 15:45/ Temp: 9.0 - 10.0 st/ Wiatr: 20.0 - 30.0 < (SSW) - 93,5 km
Dojazd na PKP: 09:05 - 09:35/ 7.0 - 8.0 st  - 13,0 km
> Już od dłuższego czasu - odkąd dowiedziałem się o oficjalnym otwarciu wiązowskiego rynku po remoncie - zaplanowałem, że jak tylko pogoda dopisze wybiorę się w tym właśnie kierunku aby odwiedzić dawno niewidziane miasteczko. Kształt trasy post factum był pochodną okoliczności jakie towarzyszyły mojej osobie i naturze w ten weekend. Do końca SB wahałem się z decyzją o ND, gdyż w PT dopadł mnie jakiś wirus powodujący osłabienie (co ciekawe bez typowych objawów przeziębienia). Pogoda także nie ułatwiała wyboru, nawet pomimo wyraźnego ocieplenia i aby nie zostać "zniszczonym" przez wiatr musiałem wykombinować najbardziej optymalny wariant trasy. Miało wiać z SW tak więc postanowiłem, że odcinek "tam" trzeba pokonać pociągiem. Mogłem wybrać opcję dojazdu do Wiązowa ze Strzelina bądź z Brzegu. Wybrałem tą drugą lokalizację, gdyż po pierwsze w tym roku w Strzelinie już byłem, po drugie zaś w Brzegu znajduje się kościół Św. Mikołaja, który akuratnie pasował do klimatu tegoż weekendu.
> Dojazd na PKP szybki i sprawny, jedyną bodaj słuszną trasą. Prezentem mikołajkowym o poranku było, tzn. od ok. 10:00 do 12:00 była spora dawka słońca, której potrzebowałem jak dżdżu aby z wyższym morale rozpocząć powrotny dojazd do domu. 
Na początek wiedziałem, że czeka mnie 20 km jazdy pod wiatr do Wiązowa. Spokojnie, bez szarpania pokonuję ten odcinek przez wsie pogranicza opolsko-dolnośląskiego. Kolejnych kilka kilometrów już DK 39 - dzisiaj niemal zupełnie opustoszałą. Na otwartym terenie jeszcze bardziej trzeba skupić się aby utrzymać równe, miarowe tempo. W końcu, po nieco ponad godzinie, docieram do głównego celu dzisiejszej przejażdżki. Rynek w Wiązowie odwiedzam po ponad 3 latach przerwy (ostatni raz pamiętnego 15 września 2016r.) Jeszcze wtedy było "po staremu", choć niedługo później czytałem, że władze przymierzały się do remontu głównego placu. Strasznie długo ciągnął się ten remont ! Coś koło dwóch lat, ale trzeba oddać, że Wiązów robił go własnym sumptem, a do najbogatszych nie należy. Efekt? Na pewno przestrzeń zyskała na świeżości, a teren został uporządkowany. Zastępując jednak stary, nieregularny bruk równą, drobną kosteczką rynek utracił nieco swojego klimatu. Ale to już "se nevrati" - można rzec. Będąc na rynku około południa załapałem się na ciekawy epizod folklorystyczny. Akurat na scenie przygotowywał się zespół mający wystąpić zapewne na wieczornym koncercie, kiedy zegar na ratuszowej wieży zaczął wybijać godzinę. Po nim rozległ się jeszcze miejscowy hejnał. Niezwykłego efektu melodii dodało miarowe dudnienie na bębnie przez kogoś z zespołu. Całość udało nagrać się mi na telefonie: 
Pomimo wciąż świecącego słońca i nie niskiej przecież temperatury, mocniejsze podmuchy wiatru raz po raz smagały chłodem. Trzeba było ruszać dalej. Odcinek do Oławy przejechałem bardzo szybko, z wiatrem w plecy. Tą drogą jechałem tylko raz (!) i to 7 lat temu, kiedy po raz pierwszy odwiedzałem pałac w Jakubowicach. Do powrotu na trasę zachęciła mnie informacja o remoncie dłuższego jej fragmentu. Powiat oławski nie zostawił swoich mieszkańców na pastwę losu i odcinek, który do niego należy wyremontował. Także w samych wioskach pojawiły się nowe nakładki. Już zawczasu decyduję się, że przed Oławą nie będę odbijał na DW 346 tylko okrężnie pojadę przez miasto w kierunku Siedlec. Dokonuję zatem podobnego wyboru jak w trakcie zeszłorocznego Szlaku Odry - nie chcę tłuc się przez tragiczną drogę do Sobociska. Ostatnio jednak w Siedlcach i Zakrzowie wpakowałem się na remont kanalizacji i nieco musiałem się tutaj nagimnastykować. Tym razem już sprawnie i przyjemnie bez komplikacji. Za Siedlacmi, na odcinku do Zakrzowa odzywa się, czy też raczej przypomina o sobie wiatr. Mam w głowie, że niestety czeka mnie teraz 30,0 km rzeźbienia do domu. W Zakrzowie nie jadę jednak prosto na Marcinkowice, a decyduję się na dalszą jazdę przez Kotowice. W tygodniu dowiaduję się, że także tutaj powiat oławski przeprowadził długo oczekiwaną "dobrą zmianę". Wreszcie udało się wyremontować odcinek do granicy powiatu, dzięki czemu pętlę kotowicką można przejechać już bez grymasu na twarzy. Po "90-ce" w Kotowicach nie ma już rady - trzeba drałować pod wiatr. Za laskiem, na rozdrożu i skręcie na Durok zatrzymuję się przy przystanku PKS-u, który dla Focusa był jednym z pierwszych odwiedzonych miejsc. Był wtedy maj...ech jak tu wtedy  



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!